Bujny powojenny pop zaczął wychodzić z mody już w latach 70., ale to utrzymywał się w staromodnych miejscach, takich jak ścieżki dźwiękowe do filmów, motywy telewizyjne, klasyczne i tradycyjne muzyka ludowa. W tym samym czasie jazz fusion i mainstreamowy funk stawały się lżejsze i bardziej zwiewne, stając się idealną metaforyczną ścieżką dźwiękową dla starzejących się boomerów, którzy odkryli, że rock stał się zbyt dziki. Ostatnia wielka fala popowych instrumentów przyniosła jednak kilka niesamowitych hitów – po prostu wokaliści przygotowywali się do nowszych i większych rzeczy. Oto dziesięć najlepszych popowych utworów instrumentalnych dekady.
Piosenka, która mniej lub bardziej wymyśliła montaż muzyczny, „Gonna Fly Now” również raz na zawsze zatarła granicę, między ścieżką dźwiękową do filmu pop a bardzo specyficzną, opartą na jazzie marką „action funk”, która zdefiniowała Lata 70. Zawiera damsko-męski duet wokalistów w zaledwie kilku kluczowych, niemal haiku linijkach („Trying hard now! Stając się silnym teraz!”), definiował również fantazje dotyczące treningu siłowego, dopóki masa tandetnych kontynuacji i podróbek sprawiła, że sama koncepcja jest beznadziejnie przestarzała. To wciąż mniej więcej nieoficjalna piosenka przewodnia Filadelfii, dzięki niskobudżetowemu triumfowi filmowemu Sly'a.
Przez wiele lat każdy, kto słyszał początkowe tony tej smutnej ballady o neapolitańskim smaku, dostawał wrażenie, że ktoś zamierzał spróbować parodii Marlona Brando, a przynajmniej zrobić chytry ukłon w stronę… Sama mafia. Wersja wokalna (zwana „Speak Softly Love”) znalazła się również na albumie ze ścieżką dźwiękową do filmu, a także została wyciągnięta jako singiel, w wykonaniu Andy'ego Williamsa w jego niepowtarzalnym stylu. Właściwie jego wersja była wtedy większym hitem, ale to właśnie płaczliwe akordeony (!) najlepiej przekazać patos tego kinowego punktu orientacyjnego i jest to wersja instrumentalna, którą ludzie rozpoznają najbardziej Dziś.
Do dziś jest rozpoznawalny jako motyw długoletniego mydła ABC Młody i niespokojny, choć rozpoczął życie jako instrumentalny o nazwie „Sen bawełny”, skomponowany do ścieżki dźwiękowej filmu z 1971 roku dramatu przyrodniczego Błogosław bestie i dzieci. Nie trafiła jednak na listy przebojów, dopóki ABC Sports nie zdecydowała się wykorzystać jej jako muzyki montażowej do słynnego występu „Perfect 10” Rumuńska gimnastyczka Nadia Comăneci na igrzyskach olimpijskich w 1976 roku. Zarówno ona, jak i jej motyw byli tak bez wysiłku wdzięczni, a jednocześnie nieco zamyśleni, że na dobre umieścili rumuńskich gimnastyków i Y&R.
Spacey Straussa wybitne dzieło pomógł także zdefiniować pierwszą dekadę eksploracji kosmosu od czasu jej włączenia do ścieżki dźwiękowej do przełomowego filmu Stanleya Kubricka z 1969 roku 2001: Odyseja kosmiczna i ostateczną adaptację do równie dziwacznego i wspaniałego przedstawienia teatralnego z lat 70 Elvis Presley. Klawiszowiec i producent Eumir Deodato, który zwykle posługiwał się swoim nazwiskiem, był na tyle mądry, by pozostawić wspaniałość swojego lite-funkowego arcydzieła wśród wszystkich rozbudowanych jazzowych makaronów. Jeśli jego brzmienie wydaje się nieco znajome, to dlatego, że pomógł zamienić funkowych maniaków Kool i gang w gładkie gwiazdy popu kilka lat później z takimi hitami jak „Ladies Night”.
Niewiele popularnych piosenek jest od razu utożsamianych z gwałtem. Ten natychmiastowy konkurs na gitarę klasyczną / banjo w strzyżeniu głowy jest niestety taki sam od czasu przeboju z 1972 roku Przesylka przedefiniowała wiejskie Południe jako miejsce, w którym w każdym lesie czaiły się złośliwe wieśniaki. Miało to jednak dodatkowy efekt w postaci udostępnienia tradycyjnych instrumentów bluegrassowych czterdziestce słuchaczy, którzy nigdy wcześniej jej nie słyszeli. A jednak kompozytor Arthur Smith, który pomógł wynaleźć rockową gitarę przy przeboju „Guitar Boogie” z 1948 roku, nie otrzymał uznania za swój oryginał – przynajmniej dopóki nie pozwał producentów.
Najbardziej nieunikniona piosenka na tej liście. Gwiezdne wojny i dyskoteka były ten zdefiniowanie wydarzeń kulturalnych końca lat 70., więc naturalne było, że ktoś je łączy; że ktoś okazał się wszechstronnym puzonistą jazzowym, aranżerem i producentem o pseudonimie Meco. A jego próba poszła na marne, po części dlatego, że był na tyle sprytny, aby toczyć się w ciągu kilku dni od premiera filmu, również z powodu rozpadu "zespołu Cantina", wraz z przyspieszonym Mosem Eisleyem huśtać się. Symulowana kamea R2D2 też prawdopodobnie nie zaszkodziła. To samo dotyczy tych rockowych harmonii gitarowych.
Ten instrumentalny fortepian, na przemian delikatny i żwawy, był prawdziwym dziwakiem w przesyconym dyskoteką świecie fal radiowych z końca lat 70., ale to mogło być częścią jego uroku. A może to czysty przypadek: właściwie nagrany przez Millsa, byłego pianistę The Bells of "Zostań na chwilęsława, cztery lata wcześniej, została wznowiona jako strona b, a następnie przypadkowo wysłana do potężnej stacji Ottawa Top 40 i tak. Dobrze, że stacja się pomyliła i przewróciła!
Słodki, zabawny, bezczelny, smutny i sentymentalny jednocześnie, motyw do klasycznego filmu griftowego Redforda i Newmana Żądło większość swojej skuteczności zawdzięczał pianiście ragtime Scottowi Joplinowi, który skomponował oryginał przeboju całe 70 lat wcześniej. Mieszając klasyczną (odebraną) Americanę Stephena Fostera z początkami czarnego jazzu, kompozycje Joplin mniej lub bardziej wymyśliły amerykański pop; wciąż mieli dość podstaw, by sam Hamlisch stał się gwiazdą w następnym stuleciu, chociaż piosenka jest włączenie do ścieżki dźwiękowej filmu stworzyło fałszywe wrażenie, że ragtime był produktem epoki Wielkiego Kryzysu ustalać się.
Zajęło to kilka dekad, ale Ameryka w końcu pokochała dudy, zwłaszcza w odniesieniu do tego duchowego standardu. Ale to Royal Scots Dragon Guards — kim naprawdę są, to brygada fajowo-bębnowa pierwszy szkocki pułk armii brytyjskiej, którzy jako pierwsi nałożyli go na wosk i wywieźli do USA radio. Mimo to decyzja o wzmocnieniu brzmienia bardziej standardową wojskową orkiestrą dętą wywołała wśród tradycjonalistów coś w rodzaju zamieszania. Okazuje się, że jest powód, dla którego piszczałki zawsze słychać same.
Wygląda na to, że w latach 80. prawie żaden publicznie dostępny talk show lub radiowa wiadomość nie została wyemitowana bez przylotu na niezwykle gustownym wietrze ten dorosły współczesny standard, w równym stopniu prekursor rozwijającego się ruchu „smooth jazz”, jak zdecydowanie bardziej funkowe uderzenie Chucka Mangione "Czuje się tak dobrzeZawierający opartą na marimbie wersję charakterystycznej dla Spyro tropikalnej obsesji, brzmiał tak, jak kiedyś czuło się Carnival Cruises; nic dziwnego, że zjedli go podmiejski Reaganici. Nieźle, biorąc pod uwagę, że zespół narodził się w barach śnieżnego Buffalo w stanie Nowy Jork!